Chorwacja za nami

Tydzień temu wróciliśmy z Chorwacji. Tym razem mieliśmy jacht najnowszy i najdłuższy w mojej karierze skipperskiej.
Nie będę się rozpisywał jak było, bo zrobiła to lepiej jedna z załogantek – Ola Kleszcz.
Na końcu wpisu znajdziecie garść zdjęć 🙂

Kiedy otworzyłam jedno oko (drugiemu nadal nie wyłączyłam opcji czuwanie), poczułam zapach kawy. I przez czas jakiś miałam jeszcze nadzieję, że to jedna z wacht dba o życie załogi. Że ktoś właśnie próbuje obudzić nas poranną kawą, która wielu postawi na nogi. Niestety, nie słyszałam żadnych rozmów. Nie rozbrzmiało też donośne kapitańskie „dzień dobry”, po którym budziłam się tak naprawdę i zaczynałam myśleć o wstaniu. A kiedy mocniejszy podmuch wiatru sprawił, że coś z cichym pacnięciem spadło na ziemię, zdałam sobie sprawę, że to naprawdę koniec. Bo tym, co zrzucił wiatr, był tajny dziennik pokładowy, który ktoś zostawił na parapecie mojego okna. Próbowałam o nim nie myśleć, przedłużyć tę chwilę pomiędzy tam i tu, ale w końcu ciekawość wygrała i wstałam, by raz jeszcze uciec we wspomnienia tajemniczej załogantki, która towarzyszy mi podczas każdego rejsu. A oto, co odkryłam:

„Dziennik pokładowy
Nazwa jednostki: „Tindra”;
Liczba żagli: dwa, w pewnym momencie jeden i jedna trudno określić która (o czym później);
Liczba osób na pokładzie: 12;
Siła wiatru: od zapewniającej nam prędkość żaby do cóż, spytajcie kapitana;
Nasłonecznienie: duże;
Zasolenie morza: spore.

1. Jak to się zaczęło.
Pojęcia nie mam, jak długo kapitaństwo planowało ów rejs, jednak ja podjęłam decyzję bardzo szybko i przyznać muszę, że właściwie spontanicznie. Ale gdy już decyzja została podjęta, nie odstraszyły mnie ani pozytywne prognozy pogody, ani to, że w Chorwacji już byłam, ani wreszcie fakt, że aby w ogóle pojechać, muszę spędzić dziesięć godzin w pociągu, który zawiezie mnie do Rzeszowa. Popłynąć po prostu musiałam i koniec.
2. Załoga.
Tym razem było nas więcej o całe dwie osoby, ale to dobrze, bo było jeszcze weselej niż zwykle. Pod skrzydłami kapitana, który kawy swojej dzielnie pilnował, płynęła jej kapitańskość Monika, która oficerzyła wachcie trzeciej i której to walkę z żaglem opisywać powinni poeci z całego świata. Oprócz niej oficerzowanie przypadło także Błażejowi, tj. nadwornemu zdjęciowemu i gitarzyście, oraz ogarniającej kasę okrętową matce-żywicielce i królowej ziół wszelkich – Adze. Kolejnymi załogantami (bo przecież na oficerach załoga się nie kończy) byli Regina potrafiąca opalać się w każdej pozycji, ciekawa wszystkiego Monika, Kasia – Posiadaczka przewodników po każdym mieście, Darek, który tworzył cudowne potrawy z niczego oraz Marcin ratujący prawie wszystkich kremami do opalania. Oczywiście nie można zapomnieć o Jake’u i Ashley, którzy rozumieli nas lepiej, niż nam się wydawało. I znów wychodzi na to, że załoga była cudowna i różnorodna, prawda?
3. Lądowo.
W ostatniej relacji z Chorwackiego rejsu lądowych spraw było niewiele. Teraz postanowiłam to nadrobić albo może ugryźć to z innej strony. Odwiedziłam więc kilka portów i uwierzcie, przepadłam. Zachwyciły mnie klimatyczne uliczki, budynki, rośliny, przyjaźnie nastawieni mieszkańcy i możliwość oderwania się od rzeczywistości. Owoce morza co prawda mnie nie skusiły, ale wytwory lokalnych bab i dziadów już owszem.
4. Na wodzie.
Ten punkt mogłabym ująć w jednym krótkim zdaniu: Wlazłam na pokład. Dla tych jednak, którzy nie wiedzą, z czym wiąże się ten fakt, pozwolę sobie napisać nieco więcej.
Przed wyjazdem prawie wszyscy byli pewni, że będzie spokojnie. No, bo Chorwacja to spokój przecież. A potem pojawiłam się ja. Jak już gdzieś kiedyś pisałam, każdy na jachcie pełni jakąś funkcję, każdy daje coś od siebie. Ja poza standardowymi obowiązkami przyniosłam pogodę. Konkretną, rzecz jasna. Taką, że kawał grota się zepsuł i trzeba go było (patrz punkt 5)… Powiało nam trochę. Owszem, słoneczko też było, całkiem ładne nawet, ale to zdecydowanie nie jest moja bajka. Ja odżywałam, kiedy ze stołu spadały szklanki, kiedy żagli było tyle, że aż miło i kiedy Neptun sypał mi kroplami morskiej wody po oczach i nie tylko. Jasne, to nie były Kanary, nawet nie Grecja, ale no, spokojem też tego nazwać nie można.
Wniosek: jeśli potrzebujecie żeglarskiej pogody, dopilnujcie, żebym znalazła się na pokładzie Waszego jachtu.
5. Jak to było z tym grotem, czyli historia w sześciu strofach.
Tindra wypływa z portu nareszcie,
wiatr ładnie wieje – to wielkie szczęście.
Kapitan krzyczy: „Grota to chwila”!
Silnik więc zamilkł, jacht się przechyla.
W Z pokładu w powietrze dźwięk szant wzlatuje,
ktoś gra, ktoś słucha, ktoś śpiewać próbuje.

Lecz Neptun muzyki dziś nie chce słuchać,
wiatru oddechem w żagiel nam dmucha.
Spadają szklanki, płyn się wylewa,
Gitara milknie, nikt już nie śpiewa.
Już załoganci kręcą korbami.
a pod pokładem trwa walka z garami.

Kiedy już Neptun spełnił swe życzenia,
wiatr cichnie nagle i wszystko się zmienia.
Kapitan już mruczy, patrząc na nas z boku:
„Grota zrzucamy, płyniemy na foku”.
Tak więc się stało, lecz Neptun kochany
względem załogi miał inne plany.

Słońce nam gasi i wiatrem znów dmucha,
stawiamy więc grota, lecz ten nas nie słucha.
Ktoś tam wybiera, ktoś znów luzuje,
lecz buły na żaglu to nie powstrzymuje.
Więc z bułą niestety do portu płyniemy,
Jak na Kanarach zniszczyć ją chcemy.

Stają przy korbach Darek z Błażejem,
bo w nich kapitan pokłada nadzieję.
Błażej wybiera, wielkie robi oczy,
Darek luzuje, Jake czasem podskoczy.
Dopiero, gdy Monia przy korbie stanęła,
żagiel ustąpił i buła zniknęła.

Dnia następnego pełni sił płyniemy,
lecz buła uparta znów stwarza problemy.
Każdy załogant poświęca się sprawie,
wreszcie grot wylazł, no i po zabawie.
I tylko te słowa powtarza wciąż woda:
„Rusz się na żagle, czeka Cię przygoda”!

6. Uwagi końcowe.
Kolejny rejs zaliczam do naprawdę udanych. Mimo że Chorwację odwiedziłam po raz drugi, nie żałuję. Zobaczyłam przecież inne miejsca, spotkałam innych ludzi i wyciągnęłam inne wnioski. Znów wielu rzeczy się nauczyłam, wiele przemyślałam i oczywiście nabrałam sił na wszystko, co czeka mnie tutaj.
Wspomniałam wyżej o przyjaźnie nastawionych ludziach i wspomnę raz jeszcze. Odniosłam wrażenie, że w Chorwacji jest coś, czego znów nam brakuje. Mówię tu o uśmiechu. Nie tym sztucznym, wymuszonym, przyklejonym do twarzy, bo tak trzeba, a o takim zwyczajnym, który z każdego człowieka wydobywa jego wewnętrzny blask. Mówię o uśmiechu, który zmienia ludzii i sprawia, że nawet najmroczniejszy dzień staje się pogodny. Mówię o uśmiechu, który nieznajomych zmienia w przyjaciół, który dodaje odwagi, pewności siebie… O uśmiechu, który mówi „fajnie, że Cię spotykam”. W tym miejscu sobie i Wam życzę mniej sztuczności, mniej wykrzywień ust, mniej fałszu ogólnie. Życzę więcej szczerości, więcej pogody i blasku.
Podpisano, Clou, załogantka-widmo”.

Relacja nie byłaby pełna, gdyby zabrakło podziękowań za wszystko i jeszcze więcej. Oczywiście, jak zawsze zdaję sobie sprawę, że o wielu rzeczach zapomnę, ale może to i dobrze? Może na tym właśnie polega urok podziękowań i wspomnień?
Dziękuję więc najpierw Wam wszystkim za to, że tworzyliśmy taką dobrą załogę, za to, że się uzupełnialiśmy, za to, że mogłam na Was liczyć i za to, że mogłam się od Was wiele nauczyć.
A teraz to, na co pewnie czekaliście – kilka słów dla każdego z osobna:
– Aga, Tobie dziękuję za zioła, za plany zdobycia agawy i róży (czyt. następnym razem na każdy spacer będę zabierać nóż), za każde zdjęcie, za rozmowy i opowieści i za to, że tak naprawdę nic nie jest obojętne;
– Ashley, dzięki za wycieczkę do Dubrownika, za to, że mogłam potańczyć na tylnym siedzeniu i za to, że tak dobrze rozumiesz nasz język;
– Błażej, wielkie dzięki za zabranie gitary, na której grałam, kiedy nikt nie słuchał, za to, że zaufałeś mi na tyle, żeby pożyczyć mi ukulele i za masę zdjęć wszystkiego dookoła (dosłownie);
– Darek, z uwagą obserwowałam ten omlet, który robiliście na śniadanie i do samego końca trzymałam kciuki za to, żeby nie rozpadł się podczas przewracania. Jesteś naprawdę jedzeniowym magikiem i zainspirowałeś mnie do eksperymentów. Dziękuję Ci za to.
– Jake, dzięki za Twój cudowny język polski, za to, że dzielnie pomagałeś przy naprawie żagla, że wytrzymałeś ze mną wycieczkę do Dubrownika i za to, że jedyne słowo, które jest trudne, brzmi „chcesz”;
– Kapitanie, gdyby nie Ty, nie popłynęłabym z Wami. Dzięki za to, że przygarnąłeś mnie przed rejsem i po nim, za to, że jedna Twoja kawa została wypita przeze mnie, za kapitańską zupę i za to, że znowu odważyłeś się poprowadzić to wszystko, mimo że byłam na pokładzie (czyt. wiało). Nie dziękuję Ci jednak za to rano, kiedy zrobiłeś mnie w konia i poszedłeś na poranną kawę do portu, chroniąc się przy tym przed jej utratą;
– Kasia, wreszcie się polubiłyśmy, prawda? Dzięki za Twój rozbrajający śmiech, za to, że przespałaś moment, w którym śpiewałam szanty i za szybko zdobytą umiejętność liczenia schodów. A, i o książce oczywiście pamiętam;
– Marcin, tak fajnie straszyłeś Monię tym wiosłowaniem, że do teraz paszcza mi się cieszy. Dzięki za to, że zabrałeś mnie z Rzeszowa, spełniałeś nasze łazienkowe zachcianki i bezpiecznie odstawiłeś do samej Chorwacji. Dzięki za wycieczkę w deszczu i za rozbawianie mnie skrzynią biegów;
– Monia, ogromne dzięki za oficerzenie, za pokazanie wszystkim, jak chociaż na trochę zniszczyć bułę na grocie, za przygarnięcie mnie przed rejsem i zapewnienie mi tych cennych godzin snu po nim. Dzięki za to, że nie wypuściłaś mnie bez śniadania, za pełną torbę jedzenia (przydało się) i za tę radość, kiedy zjadłam mięso;
– Monika Ma, cieszę się, że mimo że Marcin tak Cię straszył, odważyłaś się z nami pojechać. Mam nadzieję, że nie żałujesz. Dziękuję Ci, że wytrzymałaś ze mną nie tylko w samochodzie, ale i w jednej wachcie, a to już wyczyn ogromny;
– Regina, gdyby nie Twoje towarzystwo, to życie w szafie nie byłoby takie cudne. Dzięki, że razem ze mną znosiłaś skrzypienie odbijaczy i rozmowy załogi siedzącej nad naszymi głowami. Dzięki za deszczową wyprawę, za tę noc, kiedy mogłaś pospać, bo to ja wstałam, żeby pozamykać okna (o czym poinformował Cię mój zwisający warkocz – nie pytajcie) i za to, że obijałaś się troszkę podczas snu – mam nadzieję, że nie nabawiłaś się siniaków.

Do następnego razu, mam nadzieję!