Moja przygoda z żeglarstwem

Do żeglarstwa wzdychałem praktycznie od zawsze. Nie wiem skąd to się wzięło, bo w rodzinnej miejscowości był tylko staw przeciwpożarowy, a w okolicy nieduża glinianka. W domu leżał jakiś podręcznik żeglarstwa po starszym bracie (był kiedyś na jakimś obozie żeglarskim), mając kilka lat przekartkowałem go oglądając ilustracje.

W wieku 11 lat, zupełnym przypadkiem, pojechałem z kuzynem i jego rodzicami na wakacje nad jezioro Drawsko. Popływaliśmy tam kilka razy Omegą i Bezem 2. Po powrocie podręcznik z domowej biblioteczki został przeczytany w całości. Robiliśmy nawet z bratem jakieś eksperymenty jak działa żagiel – z wykorzystaniem zbudowanego przeze mnie modelu i odkurzacza. Niestety na dłuższy czas żeglarstwo pozostało nadal tylko w sferze marzeń. Od czasu do czasu tylko powzdychałem patrząc na jakąś marinę.

Przed trzydziestką zacząłem bywać we wrocławskim – już nieistniejącym – klubie Łykend, gdzie w środy grano szanty. Z czasem poznałem się ze stałymi bywalcami i przed wakacjami zacząłem pytać z kim mógłbym wybrać się na rejs. Wskazano mi człowieka o ksywce Rumburak (i takim też wyglądzie), z którym wybrałem się na dwutygodniowy rejs po Pojezierzu Mazurskim (po którym wcześniej dwukrotnie podróżowałem rowerem). W taki sposób, w 2008 roku, w wieku 29 lat pierwszy raz naprawdę popływałem. A trzeba dodać, że pływaliśmy zabytkowym drewnianym (słomkowym) jachtem wybudowanym w 1968 roku. Przez kolejne lata spędzałem urlopy w tej samej ekipie na tym samym akwenie.

W 2009 roku (po swoim drugim rejsie mazurskim) trafiłem w końcu pierwszy raz na morze. Zacznijmy jednak ten rozdział od początku, który to początek miał miejsce kilka lat wcześniej.
Jeszcze w okolicach roku 2002 czy 2003 szukałem w Internecie jakiś szant do posłuchania i trafiłem na stronę Romana Roczenia. Gość udostępnia na swojej stronie sporo utworów do posłuchania, szybko zakochałem się w jego głosie. Kiedyś Roman popłynął na morze i połknął tego bakcyla. Jako osoba niewidoma zaczął intensywnie kombinować jak więcej niewidomych wypchnąć na morze. Znalazł wariatów, którzy pomogli mu zrealizować ten pomysł (np. Kapitan Janusz Zbierajewski) i w 2006 roku pierwsza grupa niewidomych popłynęła w rejs Zobaczyć Morze legendarnym żaglowcem Zawisza Czarny. Rejs zakończył się sukcesem i stał się cykliczną akcją. Od początku bardzo kibicowałem temu projektowi, ale gdzieś tam wkradła mi się – nie do końca prawdziwa informacja – że ciężko się na taki rejs załapać, więc nawet nie próbowałem się zgłaszać. Po drugim rejsie mazurskim zacząłem jednak powoli marzyć o wypłynięciu w morze, o popłynięciu kiedyś Zawiasem (Zawiszą Czarnym), o tym że może kiedyś udało by się załapać na Zobaczyć Morze.
Byłem zapisany na listę mailingową na muzycznej stronie Romana Roczenia i kiedyś wieczorem, przed samym wyłączeniem komputera, odebrałem wiadomość, że zwolniły się dwa miejsca i szukają chętnych. Rejs miał się odbyć na przełomie września i października (start z Tallinna), a jak mówi jedna z szant „Bałtyk jesienią całkiem nieźle gwiżdże”, do tego temperatury nieszczególnie wysokie, więc była chwila zawahania. Skoro jednak mówiło się wcześniej, że to marzenie, to trzeba było tego byka chwycić za rogi. Szefostwo dało urlop pomimo zaplanowanej w tym czasie delegacji (chyba do dziś żałują), skompletowałem ciepłe ubranie i wybrałem się zrealizować na raz cztery marzenia, a jak się potem okazało spełniłem pięć, bo poza tym, że: 1. popłynąłem na morze, 2. popłynąłem Zawiszą, 3. popłynąłem w ramach projektu Zobaczyć Morze, 4. popłynąłem z kapitanem Januszem Zbierajewskim, to jeszcze 5. popłynąłem z pomysłodawcą projektu Zobaczyć Morze – Romanem Roczeniem.
Potem jeszcze dwukrotnie pływałem Zawiszą.

W 2011. roku wybrałem się na rejs w Chorwacji ze znajomymi poznanymi w Internecie, w 2013 roku, za namową kolegi (który nawiasem mówiąc miał lepsze uprawnienia i doświadczenie niż ja) poprowadziłem swój pierwszy rejs – też w Chorwacji i tym samym jachtem, którym pływałem wcześniej. Od tamtego czasu prowadzę przynajmniej jeden rejs w roku. Rekordem do tej pory było spędzenie w ciągu jednego roku czterech tygodni na morzu.

W 2015. roku zacząłem się spotykać z Moniką, która zapragnęła ciepłych krajów zimą, więc na początku 2016. roku zorganizowałem rejs po Wyspach Kanaryjskich – wodach trochę bardziej ambitnych niż przeważnie spokojne wybrzeże Chorwacji.

Uprawnienia Żeglarza Jachtowego uzyskałem w 2010 roku., Jachtowym Sternikiem Morskim zostałem w 2014 roku, a Motorowodnym Sternikiem Morskim w 2015.
Uprawnienia te pozwalają mi prowadzić jachty żaglowe i motorowe o długości kadłuba do 18 metrów. Na wodach śródlądowych mogę prowadzić jachty o dowolnej długości.
Dodatkowo posiadam certyfikat SRC – uprawniający do obsługi urządzeń radiowych na obszarze morza A1 (około 20 mil morskich od brzegu).